wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 9

Szczęśliwego nowego roku Kochani <3 

Przyjemnego szumu w głowie
Wygodnego miejsca w rowie.
No i może jeszcze potem,
spokojnego snu pod płotem.
Żeby pies z kulawą nogą
Cię nie oblał idąc drogą.
Dużo czadu i uroku
w nadchodzącym Nowym Roku!!!


____________________________________



 - Laurka? - spytałam śmiejąc się. Louis zaczął czytać zawartość otwierając przy tym szeroko oczy. Wyrwałam mu papier i przeczytałam.

"Jeśli tak bardzo chcesz się na nią rzucić 
to zabierz ja do kibla, a nie przy dzieciach 
rozbierasz biedną Nicole wzrokiem. 
                                            Harry."

 Spojrzałam zszokowana najpierw na Loczka, który zwijał się na podłodze ze śmiechu, a potem na Louisa, który także śmiał się. Ja spaliłam buraka i schowałam twarz w dłonie. Chłopak dał mi buziaka we włosy.
 - Nie martw się, nie rozbieram cię wzrokiem, ale nie ukrywam, że bym nie chciał. - uśmiechnął się, a ja go lekko uderzyłam w brzuch. - Auł... - powiedział to tak strasznie seksownie. Zarumieniłam się ponownie.
 - Tomlinson jeśli nie przestaniesz to wyrzucę cię przez zamknięte okno. - wysyczałam.
 - Z Chęcią. - oblizał wargi. Dzięki bogu podszedł chłopiec z tekstem, że go boli brzuch. Dobrze dla mnie, bo nie będę zmuszona na jakieś głupie teksty bruneta. Wzięłam go na kolana i kazałam niebieskookiemu zrobić mu herbatę i ją ostudzić. Zaczęłam powoli masować mu jego brzuszek, co zawsze pomaga. Gdy Mike wypił wszystko, dałam mu buziaka w czoło i poszedł się dalej bawić.
 - Aułć boli mnie brzuch, auł... - powiedział Tomlinson. - Pomasujesz? - spytał robiąc minę szczeniaczka. Zaczęłam się śmiać i wykonywać ową czynność. Gdy już skończyłam pokazał palcem na czoło. - Jeszcze buzi. - musnęłam lekko wargami jego czoło i odsunęłam się szybko.
 - Czemu się nie bawisz? - spytałam.
 - Bo mam szansę siedzenia koło Ciebie.
 - Jeśli pójdziesz dołączyć do chłopaków to jutro cię odwiedzę. - powiedziałam uśmiechając się do niego. Chwilę się zastanawiał i szybko dołączył do nich. No i kto tu jest dzieckiem Tomlinson? Zaśmiałam się pod nosem. Po 10 minutach dołączył się do grupki osób blondyn, z którym tańczyłam na imprezie, a zapewne ten prawdziwy Liam zajął to samo miejsce na, którym niedawno siedział Louis. - Nie dołączysz się do nich ? - spytałam spoglądając na niego.
 - Ja w porównaniu z nimi jestem ten normalny. - zaczęliśmy się głośno śmiać.


 * Następny dzień *

 - Dziękuję. - powiedziałam Alex, która przyniosła mi lody z bitą śmietaną, truskawkami, jakimś wafelkiem i polewą czekoladowa. Co jak, co, ale moja przyjaciółka robi najlepsze desery.
 - Idziesz do nich ? - spytała dziewczyna zajadając swoją porcje i jednocześnie siadając na kanapę obok mnie.
 - To, że tak powiedziałam, nie oznacza, że tak pójdę. Chciałam po prostu mieć chwilę spokoju. - powiedziałam rozkoszując się jedzeniem.
 - Oj nie dobra ty. - zaczęłyśmy się śmiać. Usłyszałam sygnał przychodzącego sms'a. Sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku i spojrzałam na ekran. - Kto to?
 - Harry... - powiedziałam zaskoczona.
 - To ty masz jego numer! - krzyknęła.
 - Nawet nie wiem skąd. - odparłam. - Kiedy przyjdziesz Kotku? Lou się martwi. - przeczytałam na głos.
 - Idź się ubierz i leć do nich. I bez gadania! To jest rozkaz ! - krzyknęła Alex. Siedziałam wpatrując się w nią i kiwałam przecząco głową Westchnęła. - Bo przestane ci robić desery. Szybko pobiegłam o swojego pokoju. Założyłam moje czerwone rurki, biały podkoszulek z napisem " WTF ? " i czarny sweterek. Zrobiłam lekki, ale widoczny makijaż, rozczesałam włosy i użyłam moich ulubionych perfum. Na dole dałam buziaka przyjaciółce w policzek, założyłam moje  niebieskie vansy i wyszłam z domu. Nie spieszyło mi się zbytnio więc pod domem chłopaków byłam po 30 minutach. Lekko zapukałam, a drzwi otworzył mi Liam.
 - Hejka. - powiedziałam uśmiechając się.
 - Cześć, wejdź. - chłopak odwzajemnił uśmiech i wpuścił mnie do środka.


niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 8

 Co chwilę czułam czyjś wzrok. Chociaż zaśpiewali dopiero jedną piosenkę to ja już chciałam aby to jak najszybciej się skończyło. Gdyby nie dzieci od razu bym uciekła, ale byłam zobowiązana ich pilnować. Spojrzałam na maluchy czy wszystko jest okej. Nagle dostrzegłam bladą jak ścianę Sophie. Szybkim krokiem podeszłam do niej i ukucłam przy niej.
 - Źle się czujesz? - szepnęłam do niej.
 - Boli mnie brzuszek. - powiedziała.
 - Chodź. - powiedziałam wstając i biorąc ją na ręce. - Chce ci się wymiotować?
 - Trochę. - spojrzałam na Lucy, a ta kiwnęła głową. Wyszłam z nią na korytarz i skierowałam się do łazienki. Niestety mała zaczęła wymiotować. Już wolałabym stać tam na tej sali i być zmuszona aby na nich patrzeć niż aby Sophie wymiotowała. Gdy skończyła mocno ją przytuliłam i poszłam z nią do sali przedszkolnej gdzie zrobiłam jej ciepłą herbatę i zadzwoniłam do jej rodziców.
 - Plose pani ? - spytała spoglądając na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
 - Tak skarbie
 - A dlaczego się wymiotuje?
 - Wiesz... - boże dziecko nie wiem. - wtedy... kiedy... atakują nas wirusy. Jak na przykład masz kaszel albo katar.
 - Aha. - powiedziała i zajęła się piciem herbaty. Po 40 minutach przyjechała jej mama i ja zabrała. Gdy się żegnałyśmy przedszkolaki wróciły po koncercie. Miałam się nimi sama zając, bo kochana Lucy idzie na jakąś kawę i ciasto. Przecież ja mam zawsze pecha. Usiadłam sobie za biurkiem, a dzieciom powiedziałam aby mogły się bawić.
 - Proszę pani! Śpiewaliśmy One Way Or Another ! - powiedział jakiś chłopczyk.
 - Jestem z was dumna! A zaśpiewacie mi? - spytałam, a oni zaczęli mi całą piosenkę śpiewać. Gdy skończyły usłyszałam brawa. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stał Harry ze swoim kolegą. NA początku występu przedstawiali się i dlatego wydaję mi się, że ma na imię Liam.
 - Bardzo ładnie ! - krzyknął Harry i usiadł koło mnie. - Może kiedyś nas zastąpią. - spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnęłam. - Kiedy wyszliśmy na scenę byłaś strasznie zaskoczona, a potem uciekłaś. - spojrzał na mnie figlarnie.
 - Nie spodziewałam się was. - rzekłam. - A uciekłam tylko dlatego, że moja podopieczna zaczęła wymiotować. - spojrzałam na niego. - A zdążyliście posprzątać pokój?
 - A co zrobili? - spytał jego kolega.
 - Najpierw mnie porwali, a potem rozwalili poduszki w pokoju niejakiego Zayn'a - rzekłam.
 - Co wyście zrobili?! - krzyknął.
 - Nicola, to jest Zayn. - powiedział Harry spoglądając na mnie morderczym spojrzeniem.
 - Ups... - powiedziałam. - Ale załatwicie to potem, bo tu są dzieci.
 - To idę poczuć się znowu dzieckiem. - rzucił Loczek i poszedł się bawić z maluchami. Jego przyjaciel dołączył się do nich. Chłopacy po prostu byli w swoim żywiole. Układali wierze z klocków, jeździli samochodzikami i bawili się lalkami. Robiłam im przy tym zdjęcia z mojego miejsca.
 - Szukałem was wszędzie. - powiedział Lou wchodząc.
 - Ciii... dzieci się bawią. - powiedziałam pokazując chłopakowi ząbki.
 - Ale ja mówię o Harry'm i Zayn'ie... - odparł siadając na krześle obok mnie.
 - Właśnie o nich mi chodzi. - Louis zaśmiał się i spojrzał mi w oczy. Jakie on miał słodkie niebieskie tęczówki. Hipnotyzowały mnie. Szybko odwróciłam wzrok i spojrzałam na dzieci. Poczułam jego rękę na moim udzie. Zaczął nią jeździć w górę i w dół, przyprawiając mnie o dreszcze. Zagryzłam wargę rumieniąc się. Wpatrywał się we mnie z iskierkami w oczach. Boże co on ze mną robi.
 - Proszę pana. - odezwała się Natalie szturchając bruneta. Spojrzał na nią z uśmiechem. - To dla pana. - powiedziała podając mu złożoną kartkę na pół.
 - Laurka? - spytałam śmiejąc się. Louis zaczął czytać zawartość otwierając przy tym szeroko oczy.


czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 7

 - Harry... Ja nie chcę żebyś się przeze mnie kłócił z przyjacielem. - odważyłam się powiedzieć kiedy już zaparkował pod mim domem.
 - Wszystko jest okej. - rzekł. - On taki jest. Jutro będziemy normalnie gadać - pokazał swój rząd białych ząbków.
 - Nie lubisz Eleanor?
 - Szczerze, to nie. Przy Lou zachowuje się jak niewiniątko, a gdy go nie ma to pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
 - Dobra idę, bo musisz jeszcze pokój posprzątać. - dałam mu całusa w policzek i wyszłam. Krzyknął jeszcze do zobaczenia, ale już mu nie odpowiedziałam. Miałam nadzieje, że to ostatnie spotkanie z nimi. Weszłam do domu. Klucz rzuciłam na szafkę gdzie miały swoje miejsce i spojrzałam na zegarek. Przetarłam oczy czy przypadkiem nie majaczę. 4.56. Może i coś spałam, ale i tak jestem wykończona do tego stopnia, że położyłam się w tym co byłam do łóżka.

 - Nieźle wczoraj zabalowałaś. - powiedziała, Alex wchodząc do mojego pokoju bez pukania. - Wrócić o 5 rano? To do ciebie niepodobne. - uśmiechnęła się podając mi napój, który za jednym razem wypiłam.
 - Tańczyłam tylko z takim jednym blondynem. - rzekłam przykrywając się kołdrą.
 - To tyle? Opowiadaj!
 - Jeśli cię to uszczęśliwi to w męskim kiblu uprawialiśmy seks!. - powiedziałam sarkastycznie.
 - Łał! Na prawdę?
 - Nie na niby. - spojrzałam się na nią. Ona mi nigdy nie pozwoli się wyspać.
 - Ej... Wyluzuj. Co się tak naprawdę działo?
- Zostałam porwana przez tych idiotów od tego telefonu, przeze mnie jeden z pokoi miał deszcz z pierza i pokłócili się o mnie. Chcesz pokaże ci zdjęcia. Ups.. Przepraszam są na innym telefonie. - odparłam i wstałam z łózka, bo i tak wiedziałam, że nie zasnę.

*Kilkanaście dni później*

 Dla zbicia czasu pragnęłam podjąć jakąś pracę. Dzięki starszemu bratu zdobyłam ją w przedszkolu. Spytacie jakim cudem gdy nie mam zdanego odpowiedniego kierunku i jestem za młoda? Jego teściowa jest założycielką placówki i jedna z przedszkolanek wzięła urlop macierzyński. Kocham dzieci i mam odpowiednie podejście do nich więc sobie radziłam. Grupa liczyła 26 pociech. Na szczęście do pomocy miałam jeszcze jedną dziewczynę, która miała  koło 30 lat. ( Ja sobie liczę 19 ). Na imię jej Lucy. Fajna z niej dziewczyna i bardzo dobrze się dogadywałyśmy.
 O 6.30 byłam już pod budynkiem. Przedszkole mieściło się w szkole 1-3. Tylko były oddzielone wielkimi szklanymi drzwiami, które rzadko były otwierane, bo podstawówka i my mamy osobne wejścia.
 - Hej. - przywitałam się z Lucy, która wieszała jakieś ogłoszenie.
 - O cześć. - odpowiedziała radośnie.
 - Co to? - spytałam pokazując na ową kartkę.
 - Jutro szkołę odwiedza zespół - One Direction i jesteśmy zaproszeni.
 - Czyli będzie chwila spokoju. - powiedziałam, a Lucy się zaśmiała.
 O 7 rodzice zaczęli przyprowadzać dzieci. Pracuje już tu niecałe dwa tygodnie a tak bardzo zżyłam się z maluchami. Na początku bawiłam się z nimi, a gdy już wszyscy przybyli to zaczęliśmy śpiewać, malować, rysować, pisać, czytać i wszystko to co zaplanowała Lucy.
 - Dzieci! Usiądźcie na dywanie ! - krzyknęłam. Nie musiałam długo czekać, bo od razu wypełniły moje polecenie. Usiadłam po turecku przed nimi.
 - Jutro przyjedzie do szkoły zespół. Nie wiem czy znacie, ale nosi nazwę One Direction i...
 - To ci co śpiewają One Way Or Another ? - spytała Olivia.
 - Oni to śpiewają? - spojrzałam się na koleżankę, która siedziała przy biurku i pisała coś w jakiś papierach.
 - Tak. Nawet się dziwiłam, że taki zespół odwiedza naszą marną szkołę. - zaśmiałyśmy się.
 - Znacie ? - spytałam, a wszyscy pokiwali głową. - To zaśpiewamy okej? - zgodzili się i po chwili chórem wszyscy śpiewaliśmy razem z melodią, którą włączyła nam Lucy na laptopie.

One way or another I’m gonna find you
I’m gonna get you, get you, get you, get you
One way or another I’m gonna win you
I’m gonna get you, get you, get you, get you

One way or another I’m gonna see you
I’m gonna meet you, meet you, meet you, meet you
One day, maybe next week
I’m gonna meet you, I’m gonna meet you
I'll meet you

I will drive past your house
And if the lights are all down
I’ll see who’s around

Let's go!
[ . . . ]

 Byłam w wielkim szoku. Te dzieci znały większość tekstu niż ja. Biłyśmy im brawo. One mnie co dzień zaskakują.

Stylizacja Let's go #5 Z racji tego, ze przybędą goście musiałam się bardziej odświętnie ubrać. Czyli sukienka, wysokie buty i zero zabawy z dziećmi. Ech... no niestety. Ubrałam się w to ---->
zrobiłam lekki makijaż i udałam się do pracy. Nasi goście mieli zacząć swój występ o 10. Wcześniej musiałam powiedzieć dzieciom aby nie rozmawiały w czasie koncertu, aby były grzeczne i jak coś się będzie działo to mają od razu nam to zgłosić.
 Maluchy miały szczęście bo siedziały na samym przodzie. Ja zrobiłam im kilka zdjęć swoim telefonem, a potem oparłam się o ścianę.
 Najgorsze było to, że gdy nasi goście wyszli na scenę to szczęka mi opadła. Moi porywacze śpiewają w zespole? Czemu ja w domu nie sprawdziłam tego zespołu? Bym przynajmniej udała jakąś chorobę aby nie przychodzić tu. Harry od razu mnie zauważył. Szepnął coś do Louis'a i wskazał na mnie. Przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Jednak po chwili spojrzałam się na scenę. Loczek teraz mówił coś blondynowi, który też na mnie spojrzał. Nawet nie spodziewałam się, że w życiu mogę mieć takiego pecha.


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 6

Wyruszył Mikołaj z prezentem do Ciebie. Frunie na swych saniach po gwieździstym niebie. Prezent prezentem, jednak dla Niego, najważniejsza jest Twoja radość i miłość do bliźniego. Bo o to chodzi w te najradośniejsze święta, by brama serca Twojego została odemknięta.


Wesołych świąt ! 

PS: Chciałabym uzyskać od was (czytelniczek lub czytelników) Komentarze. To motywuje mnie oczywiście do dalszej pracy. 
PPS: Komentować można oczywiście z anonima < 3 
PPPS: Te komentarze to taki mały mały prezent, który chciałabym uzyskać od was <3 
PPPPS: Savannah RiDa'o - Dziękuję ci za komentarze i życzenia < 3
PPPPPS: Przepraszam za to przynudzanie tymi PPP...S xD  

 Zapraszam na rozdział ! ;* 

_______________________________________________________


- Harry? Serio? - spytałam poirytowana - Ty sobie zdajesz sprawę jak ja się wtedy czułam? - stałam na przeciw chłopaka, który bezczelnie się śmiał. Chciałam mu dać tak zwanego liścia, ale już się powstrzymałam.
 - Nie, ale gdybyś widziała swoją minę to byś się tak samo śmiała. - zaśmiał się Loczek. 
 - W ogóle skąd ten pomysł aby mnie porwać? 
 - To wymyślił Louis - pokazał na chłopaka, który pojawił się właśnie w drzwiach i spojrzał na Harry'ego pytająco. 
 - Jeszcze nie wylądował w psychiatryku? - spytałam, a brunet spojrzał się na mnie z rozgniewaniem. 
 - Wypraszam sobie! - krzyknął tak głośno, ze aż zatkałam sobie uszy. Harry się tylko uśmiechał. Za co dostał ode mnie z poduszki, którą wzięłam wcześniej z łóżka. 
 - Tak chcesz się bawić? - spytał z zadziornym uśmiechem i dostał ponownie poduszką. On szybkim ruchem wziął drugą i zaczęliśmy bitwę na poduszki. 
 - Dzieci. - powiedział Louis, chowając twarz w dłonie. 
 - Przyłączysz się ? - spytałam śmiejąc się. 
 - Nie skorzystam.  powiedział, a ja rzuciłam w niego zieloną poduszką. - Oberwiesz za to. - szybkim krokiem znalazł się naprzeciwko mnie. Podniósł mnie i położył na łóżko. Głośno się przy tym śmiałam. Usiadł na mnie okrakiem i zaczął łaskotać. Lokowaty przyłączył się do chłopaka. 

 Bawiliśmy się tak długo dopóki poduszki się nie rozerwały i pierze nie rozniosło się po całym pokoju. Przy tym robiliśmy zdjęcia telefonem Louisa. Położyliśmy się we trójkę na łóżku. Wcześniej było czarne, a teraz oczywiście białe. Każdy z nas próbował unormować swój oddech. Trudne jednak to było, bo co chwilę znów wybuchaliśmy śmiechem. 
 - A tak z ciekawości... Czyj to pokój? - spytałam. Ciekawe kto będzie musiał go sprzątać. 
 - Zayn'a - odparł Harry. 
 - Ej, a on rano nie wraca z Perrie? - spytał Louis. Oparli się na łokciach i spojrzeli się na siebie. 
 - Cholera! - krzyknęli obaj i wstali z łóżka niczym oparzeni. Zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu. Wyglądali przy tym zabawnie 
 - Jak oni to zobaczą to nas zabiją! 
 - No wiem! Boże co tu robić. 
 - Posprzątać? - spytałam śmiejąc się. Chłopacy zaczęli sprzątać, a ja sobie leżałam na łóżku i przyglądałam im się z ciekawością. Pytacie czemu im nie pomogę? Przecież jestem gościem i na dodatek porwanym. - Jeszcze brakuje wam takich słodkich fartuszków. - powiedziałam śmiejąc się. Spojrzeli na mnie z wrogością. Nawet nie wiem kiedy, a zasnęłam. 


  Obudziła mnie czyjaś rozmowa. Z ciekawością wsłuchałam się w nią nie zdradzając tego, że już nie śpię. 
 - ... podoba ci się? - spytał Harry.
 - Jest ładna, fajnie tańczy, ale nie w moim typie. - powiedział jakiś chłopak. Jego głos wydawał mi się dziwnie znajomy.
 - A tobie Lou? - znowu Loczek. Boże czemu nie obudziłam się wcześniej? Wiedziałabym o kogo chodzi.
 - Stary ja mam dziewczynę. - odezwał się brunet.
 - Dziewczyna... - zaśmiał się zielonooki. - Przez cały czas ma jakieś tajemnice, rzadko się widujecie i myślę, że ma kogoś i cie już nie kocha.
 - Eleanor? No proszę. Kocha mnie, a ja kocham ja! - krzyknął Louis. - Zazdrościsz? Jak chcesz to sam się umów z Nicol! - oni się pokłócili o mnie? O MNIE? Usłyszałam nerwowe kroki. Pewnie się wkurzył i wyszedł.
 - Prze ze mnie się pokłóciliście ? - odważyłam się " obudzić ".  Miałam smutną minę, ale mi zrzedła kiedy zobaczyłam chłopaka z imprezy. - Tylko nie mów, że ty tez brałeś w porwaniu udział.
 - Jak długo nie śpisz? - spytał Harry.
 - Dość długo. - rzekłam. - Chce do domu. Czy ktoś łaskawie może mnie odwieźć  ?

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 5

  Założyłam niebieskie rurki, białą bluzkę i wysokie buty. Zrobiłam lekki makijaż i już byłam gotowa. Chłopak Alex zabiera nas na imprezę. Na początku nie chciałam im przeszkadzać, ale jak dowiedziałam się, że to jest jakiś gruby melanż i będzie tam dużo chłopaków od razu się zgodziłam. Usłyszałam z dołu wołanie. Przejrzałam się w lustrze i szybko zeszłam na dół. Wsiadłyśmy do czarnego BMW Phil'a.
  Na miejscu było strasznie dużo ludzi i długa kolejka aby wejść do klubu. chłopak zaprowadził nas na sam początek, przywitał się z ochroniarzem, który nas od razu wpuścił. Co jak, co, ale takiego znajomego, który wszędzie zna ochroniarzy to cud mieć. W klubie było strasznie głośno. Czuć było alkoholem, fajkami i mieszane zapachy perfum. Razem z przyjaciółka i na początek zamówiłyśmy sobie po drinku, a następnie poszła tańczyć z Phil'em, a mnie zostawiła samą. Na krześle obok usiadł jakiś chłopak. Miał blond włosy i wyglądał na Irlandczyka. Po chwili spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
 - Mogę prosić do tańca? - spytał, a ja ledwie zrozumiałam. Przytaknęłam tylko głową, bo i tak w tym hałasie by mnie nie usłyszał. Tańczyliśmy kilka piosenek. Zaskakująco mi się z nim świetnie tańczyło. Miał świetne ruchy i umiał kręcić tyłkiem.
 - Idę się przewietrzyć. - krzyknęłam do niego i wyszłam na tyły budynku, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Od tytoniu się już prawie dusiłam. Oparłam się o ścianę budynku i wykonałam kilka wdechów i wydechów, po czym postanowiłam wrócić do pomieszczenia. Gdy miałam już otwierać drzwi ktoś złapał mnie za nadgarstek i mocno szarpną do tyłu. Plecami uderzyłam o czyjś tors. Jakaś ręka znalazła się na moich oczach abym nic nie widziała i pisnęłam z przerażenia. Poczułam lekkie ukłucie w prawej ręce. Dłoń, która trzymała mój nadgarstek przeniosła się na usta, abym pewnie nie robiła dużego hałasu. Poczułam oddech napastnika na moich włosach. Ręce związano mi jakimś sznurkiem, oczy jakąś chusta, a usta zaklejono taśmą. Cały czas się wierciłam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

  Obudziłam się na łóżku. Głowa mnie strasznie bolała. Ach... a więc to był tylko zły sen. Po imprezie szczęśliwie wróciłam do domu. Otworzyłam oczy. W pokoju świeciło się lekkie światło. Ale chwila... Ja nie mam takiego sufitu! Szybko usiadłam. Byłam w tym co na imprezie. Rozejrzałam się nerwowo po pomieszczeniu. Duże łóżko, dwie nocne szafki, duża szafa, dwie pary drzwi, okno i szklanka wody. Nie przypominałam sobie tego miejsca. Spojrzałam na nadgarstki, które wokół miały czerwone linie. Niech to będzie tylko i wyłącznie jakiś chory sen. Na nogach nie miałam butów. Wstałam i podeszłam do jednych drzwi. Lekko je otworzyłam i ukazała się łazienka. Ruszyłam do drugich, ale te były zamknięte.
 - Cholera. - szepnęłam. Położyłam się z powrotem na łóżku. - I co ja teraz zrobię. - ukryłam twarz w dłoniach. - Gdybym miała telefon to może... TELEFON! - szybko zaczęłam szukać go w kieszeni spodki, ale one były puste. - Cholera! - teraz to już krzyknęłam. Nie wiem gdzie jestem, nawet nie wiem kto jest moim porywaczem. Pięknie. Po kilku minutach usłyszałam kroki za drzwiami. Boże, muszę coś wymyślić. Niestety nie miałam na to czasu. Ta osoba przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Z moich ust wydobył się krzyk przerażenia.


czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 4

 - Nawet człowiekowi spokojnie zjeść nie pozwalają. - wy marudziłam sobie pod nosem. Nie patrząc nawet kto to otworzyłam drzwi i szybko tego pożałowałam. Mina mi zrzedła. Harry się tylko zadziornie uśmiechał.
 - Jak tam kotku? Łapka już nie boli? - zaśmiał się, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Bez mojego pozwolenia wyminął mnie w przejściu i zamknął drzwi.
 - Czemu łapka? - spytałam zdezorientowana.
 - Ten chłopak wczoraj powiedział, że kot mu w kuchni grasuje. - uśmiechnął się pokazując swoje dołeczki. Pogłaskał mnie po policzku, a jak oparzona się cofnęłam.
 - Wiem mój brat jest głupi. - odparłam. Kocham mojego brata! Wielbię!
 - Czyli braciszek? - spojrzał na mnie a ja przytaknęłam. - Muszę uważać. - no i znowu się uśmiechnął.
 - Ty lepiej uważaj. Bo jeszcze mam dwóch dodatkowych. - pogroziłam.
 - A ja mam czterech kolegów. - spojrzał mi w oczy, które pokazywały jak bardzo się boję. - Nie bój się. Gwałcicielem nie jestem. - odetchnęłam z ulgą, na co on się zaśmiał. Zaczął iść w moją stronę, a ja się zaczęłam cofać. Natrafiłam na ścianę.
 - Cholera. - powiedziałam. Stał bardzo blisko mnie. Wręcz za bardzo blisko. Nasze twarze dzieliły tylko centymetry.
 - Gwałcicielem może nie jestem, ale mordercą? Kto wie... - wyszeptał mi do ucha a ja pisnęłam. Wtedy poczułam jego ręce na moim brzuchu i zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się głośno śmiać. Po kilku minutach, które dla mnie były katorgą. - Jeszcze tylko twoja koleżanka.
 - To tyle? - spytałam dziwiąc się.
 - Poczekaj na Louisa. - spojrzałam na niego pytająco. - Tego co kazałaś mi do psychiatry wysłać.
 - Zaczynam się bać. A teraz... Mogłabym zjeść śniadanie? - spytałam.
 - Śniadanie? - zaśmiał się. - Dziewczyno. Ty wiesz, która godzina?
- Chłopaczku ty wiesz o której wstałam? Nie? To daj mi zjeść śniadanie. - skierowałam się do kuchni i zaczęłam jeść. Co się ze mną dzieje? Przecież w moim domu jest jakiś obcy chłopak, a ja sobie śniadanie jem. Nagle wszedł do kuchni i usiadł na przeciwko mnie.
 - Jak masz na imię? - spytał mi się. Ja się zaczęłam śmiać. - No co? Nie przedstawiłaś mi się.
 - I nie zamierzam. - odparłam. - Ej a skąd wiedziałeś, że sobie coś z ręką... ech przepraszam... z "łapką" zrobiłam? - spytałam podejrzliwie. O zaczął się zastanawiać.
 - Zobaczyłem, że masz rękę owiniętą.
 - Kłamiesz. Nie mogłeś zobaczyć bo miałam ja za plecami. - teraz to ja się uśmiechnęłam. - Śledziłeś mnie?
 - Dobra. Koledzy byli w szpitalu i cię widzieli. Jak masz na imię ? - dążył dalej.
 - Zgadnij. - uśmiechnęłam się zadziornie. Usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i zamykanych drzwi.
 - Nicola! Już jestem. - krzyknęła Alex, a ja schowałam twarz w dłoniach.
 - Zgaduję, że Nicola. - zaczął się śmiać.
 - Nienawidzę cię Harry. - odparłam i wyszłam z kuchni do salonu gdzie była dziewczyna. - Alex... - zaczęłam.
 - Tak? Stało się coś? - spytała z troską. Poczułam dotyk na moim ramieniu i odskoczyłam szybko do przyjaciółki.
 - To się stało wskazałam na chłopaka.
 - Oł... - powiedziała. Harry podszedł do niej i zaczął ją łaskotać jak mnie,  po czym się pożegnał mówiąc, że następne spotkanie będzie inaczej wyglądało. My spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać.
 - To nie sprawiedliwe?! - krzyknęłam.
 - Co? - spytała nadal się śmiejąc.
 - On mnie prawie do zawału doprowadził i dłużej mnie łaskotał... - odparłam smucąc się.
 - Idziemy na zakupy ? - uśmiechnęła się.
 - Z tobą zawsze. - zaczęłyśmy się ponownie śmiać.

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 3

 Siedziałam z Alex w salonie i oglądałyśmy jakiś film. Na spacer i jakiekolwiek wyjście było niemożliwe. Przez cały dzień padał deszcz.
 Mimo, ze minęło kilka dni od naszej kłótni o to zdjęcie w telefonie chłopaka, nadal byłam na nią wściekła. O 15.30 usłyszałyśmy dzwonek. Przyjaciółka leniwie wstała z kanapy i ruszyła otworzyć.
 - Cześć Alex! Jest siostra? - usłyszałam. Mój kochany braciszek Kevin postanowił mnie odwiedzić. No pięknie. Tylko tego mi brakowało. 
 - Czego chcesz?! - krzyknęłam. Brat wszedł do pokoju i usiadł na fotelu obok. 
 - To już spokojnie siostry nie można odwiedzić? - uśmiechnął się do mnie. 
 - Kevin. Znam cie już prawie 19 lat i wiem kiedy czegoś chcesz. - spojrzałam na niego ironicznie. - Przejdź do rzeczy i żegnam. 
 - Jest taka sprawa... - urwał. - Mam kolegę i... - przerwałam mu bo dobrze wiedziałam o co chodzi. 
 - Nie u mówię się z nim! Co ty sobie myślisz? Nie pamiętasz co się stało ostatnim razem kiedy mnie chcialeś wyswatać? 
 - Taaaaa. Miał rękę w gimpie. 
 - No właśnie. - znowu zadzwonił dzwonek do drzwi. - A to kto znowu? - zwróciłam się do Alex. 
 - Zabij mnie. - powiedziała przerażona. 
 - Co się stało? - spytałam. Wyjrzałam lekko przez okno salonu i zobaczyłam ich... - Kevin. Idź otwórz drzwi i powiedz, że ty tu mieszkasz, a nas nie znasz okej? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Po chwili jak to miał w zwyczaju uległ. Zawsze tak było. Pociągnęłam przyjaciółkę do kuchni. Starałam się usłyszeć rozmowę. 
 - Witam. Czy tu mieszka ta dziewczyna? - Znałam ten głos. To Harry. Pewnie pokazuje mojemu bratu zdjęcie. 
 - Przepraszam, ale nie znam. A czemu pytacie? 
 - Mamy taką małą sprawę do niej. 
 - Niestety nie mogę pomóc. - Alex zaczęłam się po cichu śmiać, a ja z nią. Zaczęła wymachiwać rękoma i w jednej chwili popchnęła szklankę, która poleciała w moją stronę. Duży kawałek szkła wbiło mi się w rękę, a reszta spadła z głośnym hukiem na ziemie. Starałam się nie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. 
 - Wszystko w porządku? - spytał Louis. 
 - To pewnie mój kot. - rzucił szybko Kevin i pożegnał się z chłopakami. Wpadł szybko do kuchni aby zobaczyć co się stało. 
 - Dziękuje ci Alex! - krzyknęłam. 
 - Czepiasz się mnie o wszystko! 
 - Ale mam powody. Najpierw syf w mieszkaniu, potem to zdjęcie, dzięki tobie mamy tych debili na głowie i jeszcze to! - wskazałam na moja rękę. 
 - Przepraszam! Tak wiem to moja wina! Poprawie się! - krzyknęła i wybuchła płaczem. Jeszcze przez chwile się kłóciłyśmy, a potem pogodziłyśmy. Dziwne, ale tak mamy. Brat tylko się z nas śmiał. 
 Kevin zawiózł mnie do szpitala.  Tam za ciekawie nie było. Niestety. Najpierw czekać na przyjecie, potem wizyta w gabinecie, cierpienie i do domu. Najgorsze było to, że jacyś dwaj mężczyźni przyglądali mi sie przez cały czas. Boże... Tylko tego mi brakowało. Kolejnych debili mieć na głowie. Czemu ja mam takiego pecha? Do domu wróciłam dopiero o 21,49. Nie ściągając nawet ciuchów położyłam się do łózka i od razu zasnęłam.

*Następnego dnia* 

 Obudziłam się. Głowa i ręka mnie strasznie bolały. Dopiero po krótkiej chwili przypomniałam sobie co sie wydarzyło. Spojrzałam na zegarek. 12.12. Na drzemkę nie było mowy. Poszłam wziąć krótki prysznic i zmienić opatrunek, po czym ubrałam czerwone rurki i czerwoną koszule. Rozczesałam włosy i zrobiłam sobie mały makijaż. Zeszłam do kuchni. Strasznie burczało mi w brzuchu. Alex była w pracy. Jest fotografem w jakiejś firmie dla modelek czy coś. Na stole stał talerz z naleśnikami. Gdy już usiadłam aby zjeść zadzwonił dzwonek. 
 - Nawet człowiekowi spokojnie zjeść nie pozwalają. - wy marudziłam sobie pod nosem. Nie patrząc nawet kto to otworzyłam drzwi i szybko tego pożałowałam. Mina mi zrzedła. Harry się tylko zadziornie uśmiechał.