czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 7

 - Harry... Ja nie chcę żebyś się przeze mnie kłócił z przyjacielem. - odważyłam się powiedzieć kiedy już zaparkował pod mim domem.
 - Wszystko jest okej. - rzekł. - On taki jest. Jutro będziemy normalnie gadać - pokazał swój rząd białych ząbków.
 - Nie lubisz Eleanor?
 - Szczerze, to nie. Przy Lou zachowuje się jak niewiniątko, a gdy go nie ma to pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
 - Dobra idę, bo musisz jeszcze pokój posprzątać. - dałam mu całusa w policzek i wyszłam. Krzyknął jeszcze do zobaczenia, ale już mu nie odpowiedziałam. Miałam nadzieje, że to ostatnie spotkanie z nimi. Weszłam do domu. Klucz rzuciłam na szafkę gdzie miały swoje miejsce i spojrzałam na zegarek. Przetarłam oczy czy przypadkiem nie majaczę. 4.56. Może i coś spałam, ale i tak jestem wykończona do tego stopnia, że położyłam się w tym co byłam do łóżka.

 - Nieźle wczoraj zabalowałaś. - powiedziała, Alex wchodząc do mojego pokoju bez pukania. - Wrócić o 5 rano? To do ciebie niepodobne. - uśmiechnęła się podając mi napój, który za jednym razem wypiłam.
 - Tańczyłam tylko z takim jednym blondynem. - rzekłam przykrywając się kołdrą.
 - To tyle? Opowiadaj!
 - Jeśli cię to uszczęśliwi to w męskim kiblu uprawialiśmy seks!. - powiedziałam sarkastycznie.
 - Łał! Na prawdę?
 - Nie na niby. - spojrzałam się na nią. Ona mi nigdy nie pozwoli się wyspać.
 - Ej... Wyluzuj. Co się tak naprawdę działo?
- Zostałam porwana przez tych idiotów od tego telefonu, przeze mnie jeden z pokoi miał deszcz z pierza i pokłócili się o mnie. Chcesz pokaże ci zdjęcia. Ups.. Przepraszam są na innym telefonie. - odparłam i wstałam z łózka, bo i tak wiedziałam, że nie zasnę.

*Kilkanaście dni później*

 Dla zbicia czasu pragnęłam podjąć jakąś pracę. Dzięki starszemu bratu zdobyłam ją w przedszkolu. Spytacie jakim cudem gdy nie mam zdanego odpowiedniego kierunku i jestem za młoda? Jego teściowa jest założycielką placówki i jedna z przedszkolanek wzięła urlop macierzyński. Kocham dzieci i mam odpowiednie podejście do nich więc sobie radziłam. Grupa liczyła 26 pociech. Na szczęście do pomocy miałam jeszcze jedną dziewczynę, która miała  koło 30 lat. ( Ja sobie liczę 19 ). Na imię jej Lucy. Fajna z niej dziewczyna i bardzo dobrze się dogadywałyśmy.
 O 6.30 byłam już pod budynkiem. Przedszkole mieściło się w szkole 1-3. Tylko były oddzielone wielkimi szklanymi drzwiami, które rzadko były otwierane, bo podstawówka i my mamy osobne wejścia.
 - Hej. - przywitałam się z Lucy, która wieszała jakieś ogłoszenie.
 - O cześć. - odpowiedziała radośnie.
 - Co to? - spytałam pokazując na ową kartkę.
 - Jutro szkołę odwiedza zespół - One Direction i jesteśmy zaproszeni.
 - Czyli będzie chwila spokoju. - powiedziałam, a Lucy się zaśmiała.
 O 7 rodzice zaczęli przyprowadzać dzieci. Pracuje już tu niecałe dwa tygodnie a tak bardzo zżyłam się z maluchami. Na początku bawiłam się z nimi, a gdy już wszyscy przybyli to zaczęliśmy śpiewać, malować, rysować, pisać, czytać i wszystko to co zaplanowała Lucy.
 - Dzieci! Usiądźcie na dywanie ! - krzyknęłam. Nie musiałam długo czekać, bo od razu wypełniły moje polecenie. Usiadłam po turecku przed nimi.
 - Jutro przyjedzie do szkoły zespół. Nie wiem czy znacie, ale nosi nazwę One Direction i...
 - To ci co śpiewają One Way Or Another ? - spytała Olivia.
 - Oni to śpiewają? - spojrzałam się na koleżankę, która siedziała przy biurku i pisała coś w jakiś papierach.
 - Tak. Nawet się dziwiłam, że taki zespół odwiedza naszą marną szkołę. - zaśmiałyśmy się.
 - Znacie ? - spytałam, a wszyscy pokiwali głową. - To zaśpiewamy okej? - zgodzili się i po chwili chórem wszyscy śpiewaliśmy razem z melodią, którą włączyła nam Lucy na laptopie.

One way or another I’m gonna find you
I’m gonna get you, get you, get you, get you
One way or another I’m gonna win you
I’m gonna get you, get you, get you, get you

One way or another I’m gonna see you
I’m gonna meet you, meet you, meet you, meet you
One day, maybe next week
I’m gonna meet you, I’m gonna meet you
I'll meet you

I will drive past your house
And if the lights are all down
I’ll see who’s around

Let's go!
[ . . . ]

 Byłam w wielkim szoku. Te dzieci znały większość tekstu niż ja. Biłyśmy im brawo. One mnie co dzień zaskakują.

Stylizacja Let's go #5 Z racji tego, ze przybędą goście musiałam się bardziej odświętnie ubrać. Czyli sukienka, wysokie buty i zero zabawy z dziećmi. Ech... no niestety. Ubrałam się w to ---->
zrobiłam lekki makijaż i udałam się do pracy. Nasi goście mieli zacząć swój występ o 10. Wcześniej musiałam powiedzieć dzieciom aby nie rozmawiały w czasie koncertu, aby były grzeczne i jak coś się będzie działo to mają od razu nam to zgłosić.
 Maluchy miały szczęście bo siedziały na samym przodzie. Ja zrobiłam im kilka zdjęć swoim telefonem, a potem oparłam się o ścianę.
 Najgorsze było to, że gdy nasi goście wyszli na scenę to szczęka mi opadła. Moi porywacze śpiewają w zespole? Czemu ja w domu nie sprawdziłam tego zespołu? Bym przynajmniej udała jakąś chorobę aby nie przychodzić tu. Harry od razu mnie zauważył. Szepnął coś do Louis'a i wskazał na mnie. Przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Jednak po chwili spojrzałam się na scenę. Loczek teraz mówił coś blondynowi, który też na mnie spojrzał. Nawet nie spodziewałam się, że w życiu mogę mieć takiego pecha.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz